O duszeniach wielkopowierzchniowych już pisałem. To się zdarza gdy wystepuje osiadanie mas powietrza (wypełnianie niżu lub jego zatoki) albo w specyficznych warunkach tworzenia się lub nasuwania frontu ciepłego. I może się zdarzyć, że to zjawisko nie wystąpi w nocy, innego dnia, podczas deszczu, tylko właśnie w tej godzinie kiedy ja robię dolot wyliczony przez mądre lusterko. I podczas gdy miałem nadzieję , że dolecę lusterko znowu zaczyna mówić ci gorzką prawdę - NIE DOLECISZ. Wtedy nie pozostaje nic innego, jak przypomnieć sobie jak się ląduje w polu, że ja naprawdę "dam radę" wylądować w każdych warunkach. Ale też, że z holówki wyczepiam nawet na 300m i czasem zabieram się do góry. Niestety stara zasada, że gdy dusi - to obok musi gdzieś nosić wtedy się nie sprawdza- bo wszędzie w promieniu 20km - dusi. Kilkukrotnie miałem przeskoki, gdzie przez 25km nie było śladu noszenia, nawet nad sprawdzonymi ogniskami. Bo w meteorologii znany jest układ starych mas powietrza o równowadze stałej przemieszanych przypadkowo, które dopiero silny front chłodny może odświeżyć i ujednolicić od gruntu aż do stratosfery. Wtedy trzeba uciekać do przodu po nawietrznej lasów i nasłonecznionych - obserwujac ptaki, dymy i inne szybowce, w nadziei, że coś mają. Tu przydaje się własne doświadczenie, albo podane kiedyś przez doświadczonych kolegów - cudu ratunkowego. Jest taki bezchmurny szlak z Leszna do Sławy po północnej stronie, który nosi do południa. Ja nabrałem się lecąc z uczniem - skoro jest szlak to poleciałem. No i szlak przestał pracować ok. 13tej i z powrotem miałem ciągłe duszenie -cudem doleciałem w parterze. Miałem też duszenia większe od noszeń na przelocie 500. Wystartowałem z Lisich Kątów i pierwsze noszenia owszem 2,5m/s o 11-tej, ale duszenia po wyjściu z komina - całe 5m/s. Wtedy nauczyłem się rozpędzać do 140km/h w kominie i gnać przez duszenia. Niestety wariometr naszej Cobry na dużej prędkości nie chce odróżniać, kiedy dusi, a kiedy to prędkość robi swoje. Ale metoda działa i warto rozpędzać w noszeniu i pognać do przodu. Polecam na termice nadlotniskowej zamiast tłuc bezmyślnie resurs - poćwiczyć walkę z duszeniami. Generalnie nie lubię duszeń, bo to co stracę muszę potem mozolnie odrabiać. Tak miałem na fali w Jelonce - przez gapiostwo (nawet mając 4000m każde 200m też trzeba sobie cenić) i robienie fotek wpadłem w ciągłe duszenie 8m/s i stracone 1000m musiałem odrabiać w noszeniu na szczęście 3,5 m/s. Natomiast silne duszenia wykorzystuję do szybkiego zejścia do lądowania z fali albo z termiki po ucznia (zamiast wytracać wysokosć korkociągiem), bo wystarczy w krążeniu wycentrować duszenie. Pozdrawiam Wacek
|